Jacek Boborycki
9 czerwca 2021
Uwielbiam te moje wyjazdy na wieś, tam zawsze coś się dzieje i nigdy nie jest tak, że robi się ciągle jedno, ciągłe udoskonalanie i przebudowy w gospodarstwie, a także realizowany etapami remont domu powoduje, że zajęć jest zawsze dużo, a ich wachlarz nie pozwala się nudzić.
Stanley Fatmax Sfmcd721D2K Brushless:
Zobacz cenę i dostępność
Ale zanim do pracy – postanowiłem przyjrzeć się dokładniej mojej nowej wkrętarce. Było to moje pierwsze zetknięcie z serią V20, a i elektronarzędzia tej marki, którymi pracowałem do tej pory były głównie 18V. Żebyśmy mieli pełną jasność – seria V20 to również narzędzia zasilane 18V akumulatorem, ale nieco innym. Pierwsze otwarcie walizki i dotknęło mnie to czego strasznie nie lubię – naklejki na bokach, które trzeba było przeciąć żeby dostać się do środka, po dłuższym użytkowaniu nie wygląda to zbyt estetycznie. Sama walizka wykonana bardzo poprawnie, nie jest to designerski hi-end, ale jest przygotowana do odbycia długiego i ciężkiego życia, a nie do ładnego stania na regale. I za to duży plus dla marki, bo nie poszła w oszczędności typu tworzywowa pompowana wytłoczka, która po kilku miesiącach trafia do śmieci, a właściciel musi szukać nowego mieszkanka dla swojej wkrętarki. W środku mieści się wkrętarka, dwie baterie 2Ah i ładowarka. Całość sprawia bardzo solidne wrażenie, a wykonanie mimo poddania wszystkich elementów bardzo wnikliwej ocenie nie pozostawia złudzeń, że producent postawił na jakość wykonania. Po wzięciu do ręki wkrętarki od razu wiemy, że mamy do czynienia nie ze zabawką a narzędziem do pracy.
Waży swoje, ale ta waga nie jest męcząca przy dłuższej pracy a będący w zestawie akumulator nie obciąża jej dodatkowo na tyle, żeby stawało się to jakimś problemem. Z drugiej strony gabaryty urządzania nie są jakieś bardzo duże, co może mieć istotny wpływ na pracę w ciasnych przestrzeniach. Ja wiem, że w dobie dążenia do tego by wszystko było jak największe, miało jak największą moc czy pojemność – 2Ah nie wydaje się wystarczająco dużym akumulatorem. Życie jednak pokazało, że jest zupełnie inaczej – akumulator wystarcza na rozsądny czas i nie zauważyłem, żebym po ładowarkę sięgał częściej niż przy innych sprzętach. Oczywiście pierwsze pytanie, które mi się urodziło to czy 18V i V20 są kompatybilne – nie są mają różną budowę i rozstaw wyprowadzeń przez co nawet, gdyby ktoś chciał na siłę pokombinować, nie pasują do siebie.
Zanim sprzęt wylądował ze mną na wyjeździe, pracowałem nim sporo w warunkach swojego warsztatu i naprawdę nie wydarzyło się nic, do czego mógłbym się przyczepić. No może poza jednym, bywający u mnie znajomi na jej widok pytali – kupiłeś nowego DeWalta? No nie to nie jest DeWalt, mimo że są podobne do siebie kolorystycznie.
Rozumiem decyzję Stanleya o zastosowaniu tej kolorystyki dla swoich elektronarzędzi – w końcu przez lata przyzwyczaili nas do tej kolorystyki w swoich produktach, ale współczuję osobom, które musiały podjąć tę decyzję – wszak to jeden koncern i jasne było, że będą porównania do brata z jednej rodziny, z drugiej strony zmiana kolorystyki mogłaby zniszczyć to, na co marka tak ciężko pracowała przez lata i doprowadzić do podziału na „prawdziwego” ręcznego Stanleya i jego „gorszego” elektrycznego brata – a dla takiej marki ważna jest jednak całość wizerunku… Oczywiście mówienie, że wygląda tak samo – i to DeWalt w innej obudowie jest oczywiste – ale każda wkrętarka przemalowana na inny kolor będzie bliźniaczo podobna do innego producenta – wynika to z konstrukcji samych wkrętarek, których nie da się znacząco zmienić konstrukcyjnie na tyle, że nie była podobna do całej wielkiej wkrętarkowej rodziny. Oczywiście znane są takie próby na rynku (nie wszystkie udane), ale każdy wyjątek potwierdza regułę – a większość sprzętów na rynku jest na tyle blisko siebie, że gdyby zmienić kolor w programie graficznym, to poza wąską grupą specjalistów mało kto wskazał by czyj sprzęt to był w oryginale…
Kwestie wglądowe i estetyczne mamy już za sobą, tutaj producent nie poszedł na rażące ustępstwa i nawet gdybym bardzo chciał się do czegoś przyczepić to nie bardzo byłoby co znaleźć. Czas skupić się na pracy, i tu musicie mi uwierzyć na słowo – od pierwszych minut polubiłem ten sprzęt. Może to zabrzmi jak przechwałka, ale mam dwadzieścia swoich wkrętarek, przetestowałem ich na pewno więcej niż setkę i wystarczy mi godzina pracy ze sprzętem, żeby wiedzieć czy to dobre narzędzie i czy będę w stanie je polubić. Tutaj nie musiałem poświęcać nawet tyle czasu – przez te wszystkie lata do tej pory miałem tak tylko raz z Festool-owym CXS-em – wystarczyło kilka minut i już wiedziałem, że kocham ten sprzęt. Narzędzie ma swoją wagę – mimo wszystko pracuje się nim wygodnie zarówno przy krótkich wkrętach jak i przy wkrętach ciesielskich. Tak dokładnie przy ciesielskich – 80NM to moc wystarczająca do większości prac i spokojnie używane przeze mnie wkręty 8×300 od Essve szły jak w masło – 180mm to już była tylko zabawa. W tak zwanym międzyczasie musiałem poprawić kilka skrzynio-palet, w których niektóre deski się poluzowały – i tu niestety tanie wkręty na wagę nie dawały radę – oczywiście urwane łby były kwestią ustawienia wszystkiego na najwyższą moc, ale precyzyjne sprzęgło, chwila na jego ustawienie pod ten konkretny materiał i już można było spokojnie pracować dalej. Wracając od samego sprzęgła to ma ono czternaście pozycji i działa naprawdę precyzyjnie. Sezon opryskowy w pełni, a w naszym opryskiwaczu zapchały się filtry pomiędzy zbiornikiem a dyszami, jest ich kilka, bo każda sekcja ma swój, połączyliśmy to z wymianą części węży i nagle okazało się że mamy do wymiany 30 obejm skręcanych – liczy się czas, nikt nie będzie tego kręcił ręcznie – sprzęgło na 1-ke i działamy – kto kręcił wkrętarką tanie masowo produkowane obejmy wie, że wystarczy odrobinę za dużo i przekręcone… Tu jednak sprawdziło się precyzyjnie działające sprzęgło. Wymiana wierteł do drewna czy metalu przy ustawieniu pierścienia na opcje wiercenia dwa razy skończyła się boleśnie. Szybka wymiana wiertła poprzez przytrzymanie główki zaciskowej na działającym silniku bardzo ułatwia sprawę, ale przy tej mocy – metalowe futerko trzeba złapać mocno – to nie sprzęt z marketu, który wystarczy przytrzymać, bo zbyt słabe złapanie boli – więc przygodę z wierceniem zaczęliśmy od 2:0 dla wkrętarki, ale ten wynik wystarczył żebym zapamiętał, że to nie zabawka dla dzieci, tylko dla dużych chłopców.
O wadze już było, ale jeśli chodzi o samą ergonomię to jest kilka rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę. Po pierwsze gumowanie – pokryta jest przyjemną w dotyku gumą wszędzie tam gdzie trzeba, dzięki czemu wygodnie pracuje się nią zarówno gołymi rękami, nawet spoconymi – jak i w rękawicach. Pierścień zmiany ustawień sprzęgła i tzw. futerko – mają dość płytkie wgłębienia w swojej strukturze, przez co obawiałem się, że spocone dłonie czy rękawice utrudnią pracę – czas pokazał jak bardzo się myliłem… Włącznik albo jak kto woli spust – działa bardzo precyzyjnie i zarówno osoby pracujące w rękawicach jak i bez nie będą miały problemów z jego uruchomieniem i kontrolą. Ja mam małe dłonie i mimo gabarytów sprzętu nie miałem problemu ani ze spustem, ani z przełącznikiem kierunku obrotów – który swoją drogą ulokowany jest bardzo tradycyjnie przez co palce same intuicyjnie trafiają we właściwe miejsce. Poprosiłem o opinie dwie osoby, które w przeciwieństwie do mnie nie kupują rękawic roboczych w rozmiarze S tylko sporo większe i również nie narzekały na ergonomię pracy – bynajmniej nikt mi o tym uprzejmie nie doniósł J Dioda doświetlająca miejsce pracy działa fajnie, ma wystarczającą moc i dobrze radziła sobie w kiepskich warunkach oświetleniowych. Jednocześnie jest obudowana tworzywowym daszkiem, przez co nie razi, kiedy pracujemy z wkrętarka na wysokości głowy. O uchwycie do zawieszania nie powiem wam zbyt wiele, nie lubię ich i dlatego nie został nawet założony.
Narzędzie wyposażone jest w bezszczotkowy silnik o dużej mocy – ale połączenie go z precyzyjnym sprzęgłem powoduje, że dostajemy do ręki naprawdę uniwersalne narzędzie które sprawdzi się zarówno jako wół roboczy jak i wkrętarka montażowa do lżejszych prac. Brak szczotek przekłada się na kilka rzeczy – po pierwsze ma mniejsze gabaryty i wagę, po drugie jest bezobsługowy, nie wymaga od nas żadnej ingerencji związanej z wymianą zużytych szczotek, po trzecie nagrzewa się mniej niż silniki szczotkowe i mimo że wkrętarka dostała kilka razy w kość nie odczułem, żeby była gorąca. I wreszcie najważniejsze bezszczotkowe siniki to mniejszy pobór prądu, a co za tym idzie popracujemy dłużej na jednym ładowaniu akumulatora – producent twierdzi że nawet o 40 procent. Szczerze – jestem w stanie w to uwierzyć, patrząc na to jak rzadko ładowałem akumulatory.
Prędkość obrotową regulujemy za pomocą włącznika i jest zależna od poziomu jego wciśnięcia, działa to sprawnie i pozwala naprawdę precyzyjnie kontrolować pracę. Oprócz tego urządzenie wyposażone jest w hamulec silnika, dzięki któremu wkrętarka zatrzymuje się natychmiast. Dla mnie miało to duże znaczenie – robiliśmy podłogę na poddaszu i do belek przykręcaliśmy dwie warstwy płyty OSB z felcem – ciężko stwierdzić ile zużyliśmy wkrętów, ale precyzja połączenia hamulca z włącznikiem powodowała że pracowało się przyjemnie i nie było problemów z „wciągniętymi” wkrętami.
Najmniej sprawdzoną funkcją była funkcja udaru – poszło zaledwie kilka wierceń w ścianach z cegły i pustaka, oraz jedno testowe w bloczku komórkowym. Nie testowałem w żelbecie – ale moje subiektywne odczucie jest takie, że akurat tu mogłaby mieć problemy. W testowanych sytuacjach dała radę, więc myślę, że wszelkiego typu montaże elektryczne, sieciowe czy monitoringowe to będzie dla niej miejsce do popisu. Sprawdzi się też w wielu innych sytuacjach, ale należy pamiętać, że nie jest to typowa wiertarka udarowa i nie zastąpi jej w absolutnie każdej sytuacji. Wiercenie w drewnie czy w tworzywowym zbiorniku przeszła bez problemu, a i z metalem dała spokojnie radę.
Podsumowując – bardzo udany sprzęt, naprawdę uniwersalny i świetnie wykonany. Czy to dobry sprzęt dla amatora? Absolutnie tak – wkrętarka to zupełnie podstawowe narzędzie, więc nie ma na nim co oszczędzać i lepiej kupić sprzęt lepszy i mocniejszy – mieć go na lata niż bawić się w tanie substytuty. Jest to absolutnie sprzęt do ciężkiej pracy więc sprawdzi się na budowach i w warsztatach. Ja wiem, że zaraz znajdzie się ktoś kto rzuci kamieniem i powie, że zajedzie ją w tydzień – znam osoby, które są w stanie zajechać każdy sprzęt, więc to żaden argument. Kierując się zasadą jak dbasz tak masz – jak zadbasz to jest to sprzęt na lata, bo ciężka praca mu nie straszna…