Jacek Boborycki
21 czerwca 2022
Mało kto zdaje sobie sprawę że szlifierka kątowa ma już prawie 100 lat. Kiedy na budowie słyszysz – podaj flexa – to bez namysłu sięgasz po szlifierkę kątową. Dziwi jednak fakt, że sporo osób nie zdaje sobie jednak sprawy skąd takie określenie. Pochodzi ono właśnie od nazwy firmy Flex – która pod koniec lat 20-tych XX wieku wynalazła przekładnię kątową dając nam tym samym to wspaniałe i niezwykle przydatne narzędzie. W tym roku marka obchodzi jubileusz swojego 100-lecia. Firma Flex została założona w 1922 roku w Niemczech. Jednak słowo flex zarówno w języku angielskim jak i niemieckim oznacza elastyczność – i nijak nie kojarzy się nam ze szlifierką kątową. Pierwszą w pełni seryjną maszyną produkowaną przez markę Flex była szlifierka ręczna MS 6, która przenosiła napęd z silnika na końcówki robocze przy użyciu elastycznego wałka. Dziś to rozwiązanie jest znane i powszechnie używane od budowy czy warsztatu po sale operacyjne. Ale flexible welle – czyli wałek giętki dał nazwę marki Flex. Dopiero kilka lat później wałek giętki zastąpiła przekładnia kątowa. Ale kątówka jaką znamy powstała dużo później i do seryjnej produkcji trafiła w latach 50-tych. Dziś nie wyobrażamy sobie życia bez poczciwej kątówki – ma ją w swojej ofercie każda marka – ale warto wiedzieć komu ją zawdzięczamy. Zresztą marka Flex dała nam nie tylko to narzędzie, ale też wiele innych rozwiązań z którymi stykamy się lub używamy na co dzień – jak choćby satynowanie metali czy Giraffe czyli szlifierkę do suchej zabudowy. Dzisiaj nasz świat nie byłby taki sam bez 100-letniej historii marki Flex.
Niby człowiek wiedział to wszystko od dawna, ale z jakimś takim większym szacunkiem spoglądam na leżącą na biurku szlifierkę. Mam nadzieję, że nie zanudziłem was tym wstępem, ale jest on ważny dla naszego dzisiejszego bohatera, ponieważ rozmawiać będziemy oczywiście o szlifierce kątowej i to nie nie byle jakiej, bo jubileuszowej! Przypadł mi w udziale zaszczyt przetestowania i opisania dla was tej czerwonej bestii.
W moje ręce trafił czarny L-Boxx z limitowaną jubileuszową wersją szlifierki kątowej zasilanej akumulatorowo. Pierwsza rzecz która zwraca uwagę to naklejka informująca oczywiście o tym, że jest to wersja limitowana. Jest na niej również informacja o numerze naszego urządzenia – moja nosiła numer 760. Na całym świecie jest ich tylko 1456 sztuk. I nie jest to taka limitowana edycja jak zdarza się niekiedy “jak się okaże że jest wzięcie to doprodukujemy i dalej będziemy ją sprzedawać jako limitowaną”. Tu nie ma takiej możliwości – unikalność tego rozwiązania polega na tym, że Czerwona Bestia powstała z Czerwonej Bestii. Trochę to zagmatwane? Już śpieszę tłumaczyć. RED BEAST to nazwa słynnego samochodu biorącego udział w wyścigach na ¼ mili. Jego konstruktorem i kierowcą jest Michael Winter – niestety w czasie jednego z takich wyścigów silnik bestii eksplodował – wykorzystano go przetapiając na materiał wykorzystany do budowy tej wyjątkowej szlifierki. Dlatego będzie ich tylko 1456 i ani jednej więcej. W Polsce dostępne jest 100 sztuk – więc warto się śpieszyć.
Jak już wcześniej wspominałem szlifierka przychodzi do nas w klasycznym czarnym L-Boxxie logowanym marką FLEX i oznaczanym naklejką informującą o limitowanej edycji i kolejnym numerem szlifierki. W zestawie mamy oczywiście całą niezbędną dokumentację i certyfikat. Wytłoczka w której znajdują się wszystkie elementy zestawu jest wykonana z bardzo precyzyjnie z niezwykle przyjemnej w dotyku pianki – nie ma tu mowy o chamskich tworzywowych wytłoczkach – każdy nawet najdrobniejszy element jest dopracowany. W zestawie mamy dwa 18V akumulatory po 5Ah każdy. Oczywiście w przedniej części akumulatora pod czerwonym – swoją drogą bardzo szerokim – przyciskiem umożliwiającym wymianę baterii (który wygodnie będzie się obsługiwać nawet w bardzo grubej rękawicy) znajduje się wskaźnik stanu naładowania akumulatora. W zestawie mamy również ładowarkę CA 10.8/18.0 wyposażoną w bardzo czytelny i intuicyjny wyświetlacz. Klucz umożliwiający wymianę tarczy, rączkę oraz pendrive o pojemności 8GB który nawiązuje swoim kształtem do samochodu Red Beast. Na wieku znajduje się pianka perforowana dotykowo zabezpieczająca wszystkie elementy w transporcie.
Sercem zestawu jest szlifierka kątowa model LBE 125 18.0-EC. I teraz nie wiem od czego zacząć, bo oprócz tego, że to naprawdę świetne narzędzie, to jest jeszcze zwyczajnie ładne. W odróżnieniu od klasycznej LBE 125 18.0-EC osłona tarczy i przekładni jest pokryta błyszczącą powłoką wyglądającą jak chrom. I nie jest to tak, że świeci się jak tanie chińskie klucze z plasteliny – nadaje to narzędziu takiego niespotykanego uroku. Chromy w połączeniu ze smukłą opływową konstrukcją powodują, że narzędzie to jest zwyczajnie ładne i naprawdę robi wrażenie. Urządzenie zasilane jest 18V akumulatorami litowo jonowymi. I napędzane jest bezszczotkowym silnikiem dzięki któremu konstrukcja jest tak smukła i jednocześnie wygodna nawet dla osób z tak małymi dłońmi jak moje. Gumowana jest wszędzie tam gdzie trzeba, a wloty powietrza zabezpieczone są siatką filtrującą. Gniazdo akumulatora jest pod kątem co daje lepsze wyważenie i zwiększa możliwość precyzyjnej pracy nawet w dość ciasnych przestrzeniach, a jednocześnie nie przyjdzie nam do głowy głupi pomysł postawienia włączonej szlifierki na baterii. Nad gniazdem baterii znajduje się regulacja prędkości obrotowej – mamy dostępne 4 prędkości które działają bardzo precyzyjnie i obsługuje się je bardzo intuicyjnie dzięki sygnalizacji diodami aktualnego poziomu. Dostępne mamy cztery prędkości obrotowe: 3500, 4500, 6500 i 9000 obrotów na minutę. Oczywiście mamy również mechanizm blokady wrzeciona. Jeśli chodzi o montaż naszej rączki to znajduje się on z dwóch stron tarczy, brakuje lubianej przez niektórych pozycji trzeciej w osi wrzeciona. Wkręcona rączka jest pod lekkim kątem w stronę przodu naszej szlifierki co wpływa znacząco na komfort pracy zwłaszcza przy głębszych cięciach. Osłona tarczy z płynną regulacją położenia beznarzędziowa i bez dodatkowych przycisków – zwyczajnie przekręcamy do żądanej pozycji. Oczywiście jest to szlifierka na standardowe tarcze 125 mm z mocowaniem narzędzia M14. Waga naszego sprzętu bez akumulatora to 1,85kg.
Oczywiście oprócz osiągów i ergonomii bardzo ważnym elementem na który postawiono jest bezpieczeństwo. I mamy tu chyba wszystko czego potrzebujemy żeby zabezpieczyć zarówno nas jak i nasze narzędzie. Sprzęt wyposażony jest w system EMS który oprócz tego, że zabezpiecza naszą maszynę i wydłuża jej żywotność to zwiększa również jej wydajność. Urządzenie zabezpieczone jest przed przeciążeniem, przegrzaniem i ma stabilizowaną prędkość obrotową. Dla naszego komfortu i bezpieczeństwa mamy tu jeszcze wiele ciekawych opcji. Jednym z ważniejszych momentów w czasie pracy jest uruchomienie i wyłączenie urządzenia. Szlifierka ma tzw. soft start czyli łagodny rozruch, a także elektroniczny hamulec który zatrzymuje naszą tarczę w 3 sekundy. Oczywiście mamy tu mechanizm Anti-Kickback który wyłącza nasze narzędzie przy blokadzie tarczy – jego brak jest niestety powodem wielu wypadków dlatego bardzo lubię kiedy ma go moja szlifierka. Mamy tu również mechanizm zabezpieczający przed ponownym uruchomieniem w przypadku awarii zasilania. Ufff… Tyle i aż tyle w tylko jednym urządzeniu.
Moja maszyna ma już za sobą sporo pracy – używałem diamentowych tarcz do gresu i betonu, a także otwornic dedykowanych do szlifierek kątowych i mogę powiedzieć jedno – praca tym sprzętem to czysta przyjemność – nawet mimo tego, że jednak generowałem sporo pyłu 😉 Standardowe cięcie i szlifowania to żaden problem dla sprzętów tej klasy. W ogólnym rozrachunku ja jestem bardzo zadowolony z pracy tym narzędziem. Chociaż mam mieszane uczucia – jest zbyt ładne, żeby nim pracować, a jednocześnie zbyt dobre żeby tylko na nie patrzeć.
Więcej informacji o marce FLEX znajdziecie na stronie pod adresem : https://flex-elektronarzedzia.pl/