Jacek Boborycki
12 stycznia 2023
W tak zwanym międzyczasie zmieniłem oczywiście sprzęt na lepszy, ale niechęć jakoś pozostała. Lata mijały, wymieniałem szlifierki do ścian i sufitów na kolejne modele, jednak jakoś każdy kolejny dzień z gładzią oznaczał dla mnie pracę, którą muszę zrobić, a nie przyjemność z wykonywanego zadania. Oczywiście ważne jest w tym wszystkim jest to, że ja nie zarabiam na życie pracą fizyczną, dla mnie to jest hobby i odskocznia, dlatego ważne jest dla mnie żeby praca sprawiała mi przyjemność ,a nie żebym się męczył z perspektywą jej wykonania. Czasami mogę sobie pozwolić na odmowę i jest z głowy, ale nie tędy droga! Dlatego długie lata szukałem sprzętu, który spowoduje, że będę pracował z uśmiechem, a nie męczył się i podchodził do zadania jak pies do jeża.
Kolejna próba bez większej nadziei na sukces jednak się odbyła. Postanowiłem sięgnąć do źródła. Popularna nazwa “żyrafa” wzięła się od pierwszej nazwy modelowej tego typu narzędzia. W 1997 roku marka FLEX wprowadza do swojej oferty urządzenie nazwane Giraffe – czyli szlifierka z długą szyją – co nawiązywać miało do sympatycznego długoszyjnego zwierzaka. Ponieważ to wynalazek marki FLEX postanowiłem spróbować właśnie ich produktu. A jak już żyrafa od Flexa to i odkurzacz, żeby cały organizm był od jednego ojca.
My tu gadu gadu, a robota sama się nie zrobi. Obecnie pracuję nad gruntownym remontem kilku pomieszczeń, które niedawno przejąłem w ramach obsługi obiektu i było miejscami z grubsza zachlapane gładzią, a miejscami nie było jej wcale. Dlaczego używam określenia zachlapane? Bo wyglądało to tak jak moja pierwsza gładź kładziona piętnaście lat temu, chociaż tamto bardziej przypominało pofalowane dno przy brzegu jeziora a to wyglądało bardziej jak mini mapa Gór Skalistych. Nie czepiajmy się – nikt się nie urodził umiejąc wszystko zrobić, nie było też co płakać, bo trzeba było zacząć pracę. Zamówienie złożone i pozostało tylko czekać na kuriera ze sprzętem.
Jeśli chodzi o żyrafę to mój wybór padł na Flex GE 7 ze względu na kilka ważnych dla mnie czynników. Po pierwsze chciałem mieć łagodny rozruch, który to urządzenie zapewnia. Dodatkowo ważna była dla mnie płynna możliwość regulacji prędkości. Urządzenie to dodatkowo wyposażone jest w elektroniczny system kontroli prędkości, który dodatkowo chroni urządzenie przed przeciążeniem. I moim zdaniem to jest standard jeśli chcemy mówić o żyrafie, na bazie sprzętu którym pracowałem do tej pory mogę powiedzieć śmiało, że bez tych opcji nie ma co rozważać zakupu urządzenia, bo mają one realny wpływ na komfort pracy i jakość uzyskiwanej powierzchni. Kolejnym ważnym parametrem jest waga, tu wielkich sukcesów nie ma – 4,2 kg to nie jest jakoś bardzo mało, ale dla mnie granicą jest 5 kg. Powyżej tej wagi praca nie należy do przyjemnych, nieco ponad 4kg jest wagą akceptowalną – ale tutaj każdy ma swoje preferencje. Ważną zaletą GE 7 jest to, że waga jest dość równomiernie rozłożona, użyłem stwierdzenia dość ponieważ główka żyrafy jest odchudzona do niezbędnego minimum, dzięki temu urządzeniem pracuje się bardzo wygodnie. Ważne tutaj jest też odpowiednie zachowanie równowagi pomiędzy silnikiem, a głowicą szlifującą. Do przenoszenia sił użyto elastycznego wałka napędowego co ma wpływ na elastyczność, niezawodność i optymalne dopasowanie do powierzchni.
I nadszedł czas na wisienki na torcie. Jeśli coś mnie doprowadza do szału to konieczność rozmontowywania i precyzyjnego układania wszystkich elementów do transportu. Tutaj nie ma takiej konieczności, otwieramy torbę i jesteśmy gotowi do pracy, dla mnie jest to duża zaleta. Ma to jednak swoje wady; musimy liczyć się z tym, że to nie jest zabawka tylko poważne narzędzie, w związku z tym transportujemy dość duży obiekt ze sobą. Mi to nie przeszkadza, ale chciałem, żebyście o tym wiedzieli. Kiedy kurier dostarczył narzędzie bardzo pozytywne zaskoczenie dla mnie było kiedy odpakowałem torbę. Jak to mówią małolaty – czuć piniądz – torba transportowa jest porządna, nie ma tutaj kompromisów wszystko wykonane jest z dbałością o szczegóły i widać, że producent nie oszczędzał na materiałach. Wiemy, że zapłaciliśmy za coś co ma sens. W torbie znajdują się wkłady pozycjonujące nasze narzędzie i chroniące je w transporcie, oraz kieszenie na wymienne głowice. No właśnie i to jest kolejna wisienka – głowice; mamy do wyboru kilka z nich, są dwie okrągłe mimośrodowa i rotacyjna oraz trzecia również na okrągłe papiery, ale z jednym płaskim brzegiem ułatwiającym pracę przy krawędziach. Jeśli chodzi o okrągłe papiery to wszystkie głowice wyposażone są w system szczotek, który zapewnia dużo większy zbiór niż w przypadku gdyby ich nie było. Poziom zapylenia spada do naprawdę bardzo niskiego poziomu. Czwartą możliwością jest stopa trójkątna, która naprawdę mocno ułatwia pracę przy narożnikach i we wszystkiego rodzaju kątach. Należy też zwrócić uwagę na fakt że większość szlifierek tego typu jest jedynie mimośrodowa, nie ma możliwości dwa w jednym. A w tym wypadku niezależnie od tego czy trafimy na twarde masy starszego typu do których lepiej sprawdza się szlifierka rotacyjna czy obecnie bardzo popularne miękkie masy do których lepiej sprawdza się szlifierka mimośrodowa, to tym jednym narzędziem niezależnie od tego co zastaniemy na budowie damy sobie spokojnie radę ze wszystkim. I na koniec kilka podstawowych parametrów:
– Pobór mocy – 710 W
– Prędkość obrotowa 110-1650 obr/min
– średnica tarczy ściernej 225 mm
– długość całkowita 1520 mm z możliwością użycia dodatkowej przedłużki o długości 500 mm
– długość przewodu 5 metrów
Drugim elementem zestawu jest odkurzacz. Chociaż chyba w tej sytuacji powinienem użyć określenia odsysacz. Jak zwał tak zwał – FLEX VCE 44 L AC – to sprzęt, który wybrałem ponieważ świetnie sprawdza się zarówno w pracy z żyrafą jak i jako klasyczny odkurzacz przemysłowy. Dla mnie ważne było kilka rzeczy. Po pierwsze koła – są problemem w wielu odkurzaczach, chcemy mieć możliwość jeżdżenia, a nie ciągania sprzętu na zablokowanych kołach, a w niektórych wypadkach kółeczkach. Dwa duże tylne niemal terenowe koła są nieskrętne, ale zapewniają nam komfort jazdy po różnym podłożu i są na tyle szerokie, że nie zapadają się w miękkim podłożu. Dwa przednie są mniejsze, ale są mniejsze od tylnych, a nie malutki jak u niektórych. Oba są gumowane i blokowane jeśli mamy taką potrzebę. Więc jeśli chodzi o system jezdny to nie ma się do czego przyczepić. Oczywiście ważne było dla mnie gniazdko i system automatycznego uruchamiania – ale w tej klasie urządzeń to już standard. Chciałem mieć również fajny system zwijania przewodu do transportu, nie taki który będzie wymagał precyzyjnego upychania i układania przewodu, ale to co wprowadził FLEX przerosło moje oczekiwania; mamy specjalnie zaprojektowany system dzięki któremu zwijamy przewód jakkolwiek nam wygodnie. Przewlekamy przez niego specjalną gumę zabezpieczającą i jedziemy – szybko łatwo i przyjemnie.
Kolejną ważna dla mnie sprawą była możliwość zamontowania/przypięcia na odkurzaczu skrzynek z systemu Tanos których używam, ale mam też system L-Boxx z narzędziami marki FLEX takimi jak kątówka i wkrętarka – wykorzystanie odkurzacza jako dodatkowego modułu transportowego to dobra opcja i zawsze staram się to mieć. Wybrałem klasę L, bo na mój użytek jest wystarczająca. Chciałem mieć duży zbiornik – 42 litry to optymalna wielkość, ponieważ nie jest to mało, a jednocześnie odkurzacz nie zajmuje pół auta. Automatyczne czyszczenie filtra to niesamowity wynalazek, kupowanie porządnego odkurzacza bez tej opcji to strzał w kolano. Sztuczne wymuszanie otrzepywania to proszenie się o robienie tego tylko wtedy kiedy się zapcha, a nie wtedy kiedy jest taka konieczność – czyli w wielu przypadkach dość często, bo po co bez sensu przerywać pracę co chwilę? Został użyty tutaj płaski filtr o dużej powierzchni – 5000 cm2, co przy dużym zbiorniku, wydajnej turbinie i automatycznemu czyszczeniu powoduje, że odkurzacz naprawdę pracuje bardzo wydajnie. Aczkolwiek raz udało mi się go zapchać, ale nie filtr. Zapchałem rurę i to nie grubymi odpadami, a ziemią z rdzą – była lekko wilgotna i w miarę oczyszczania studzienek przyklejała się do rury na całej jej długości i zmniejszyła powierzchnię przepływu do takiego poziomu, że musiałem zakończyć pracę i umyć rurę wielokrotnie w celu usunięcia materiału – wieloletni kurz w połączeniu z rdzą miał konsystencję gliny i tylko FLEX był sobie w stanie z nim poradzić. Usunąłem kilka zbiorników brudu, ale już na koniec dnia przekrój rury był tak mały, że musiałem przerwać pracę. Nie była to wina odkurzacza tylko materiału, ale żaden z moich odkurzaczy nie radził sobie w tej konkretnej sytuacji, a VCE 44 dało radę. Zaletą pracy na mokro jest to, że nie musimy oceniać materiału i możliwości odkurzacza; błoto, woda czy tak jak wcześniej pisałem mocno wilgotny materiał dla niego to nie problem. Odkurzacz zabezpieczony jest w elektroniczny system kontroli poziomu, więc nawet usuwając samą wodę nie martwimy się, że coś się stanie. Po przekroczeniu dopuszczalnego poziomu odkurzacz się wyłączy. Kolejnym ważnym tematem są podwójne ściany zbiornika, które zwiększają jego wytrzymałość i żywotność.
Dodatkowo został on wyposażony w zaczepy do montażu pasów mocujących i uchwytu na żyrafę. Dobrą sprawą jest zwłoka rozruch dzięki, której nie następuje nagły wzrost napięcia podczas startu, po wyłączeniu następuje również zwłoka wyłączenia, która opróżnia wąż ssawny z resztek zalegającego tam materiału. Mamy dwa pokrętła regulacyjne, mniejsze do kontroli siły ciągu. I duże, które po przekręceniu w lewo przechodzi w tryb automatycznego uruchomienia poprzez uruchomienie podłączonego do gniazdka urządzenia i w prawo w celu klasycznego uruchomienia. Każda ze stron pokrętła ma kilka pozycji i od jego ustawienia zależy częstotliwość automatycznego oczyszczania filtra z możliwością całkowitego wyłączenia tej opcji.
No dobrze, ale sprzęt kupiony był nie do głaskania tylko do pracy. Ciągle go używam i prace dalej się toczą, ale przez te kilka tygodni on nie odpoczywał tylko zarabiał na siebie. Pierwszą grupą prac typowo nastawioną na odkurzacz było sprzątanie węzła cieplnego. Oczyszczenie odstojników i studni odpływowych z mułu, rdzy i wody w celu ich konserwacji i udrożnienia. Praca z płynami i mokrym brudem dla niego to nie problem, żaden z posiadanych odkurzaczy sobie z tym nie radził. Tutaj nie miałem problemów i wszystko poszło sprawnie oprócz wspomnianego wcześniej przypadku, ale to była akurat wina materiału i jego ilości, bo studnie nie były czyszczone od wielu lat, chociaż podejrzewam, że może i od czasu kiedy blok został wybudowany. Oczywiście klasyczne sprzątanie i usuwanie pyłów powstałych przy wierceniu czy resztek tynku, który był zbijany w kilku miejscach to żaden problem. Kolejną sprawą było używanie odkurzacza w zestawieniu z żyrafą. Tu też nie było żadnego problemu, a automatyczne otrzepywanie filtra nie wymuszało bezsensownych przerw w pracy. Stanąłem w pomieszczeniu, uruchomiłem żyrafę i nie musiałem przerywać pracy do momentu kiedy wszystko było zrobione – to bardzo wygodne i znacząco poprawia komfort pracy. Żyrafa sama w sobie jest fajnie wyważona i bardzo dobrze się nią pracuje. Szybka wymiana głowic nie jest bez znaczenia! Bez problemu można szybko zmienić na trójkąt, dojechać brzegi i narożniki i wrócić do okrągłej stopy bez zbędnych przestojów. Waga robi swoje, ale poprawne wyważenie powoduje, że sprzęt nie ciąży nam nadto i nie męczymy się tak szybko. Mimo że mam też nieco lżejsze rozwiązania to różnica ta jest kompensowana przez prawidłowe wyważenie.
Ten zestaw zmienił moje podejście do pracy z gładziami. No nie, nie jest tak, że teraz pokochałem to tak, że będę chciał tylko to robić, ale na pewno nie było tak jak wcześniej, że zaczynając już liczyłem ile mi to jeszcze zajmie. Z tym zestawem wchodziłem do pomieszczenia i robiłem robotę, bez takiego wewnętrznego ble… Myślę, że jeśli spróbujecie to na pewno zauważycie różnicę. A ja już zastanawiam się co następne tej marki znajdzie się na mojej liście zakupów!