Testujemy

Test gwoździarki Stanley SFMCN616D2K

Żółte jest piękne, szkoda że tak mało znane. Wszyscy znamy narzędzia marki Stanley, ale znamy głównie narzędzia ręczne. Nie ma chyba w Polsce zawodowca czy też amatora który nie miałby w swoim arsenale czegoś z tej marki. Niestety świadomość elektronarzędzi jest jeszcze niewielka, mimo że są one dostępne już od jakiegoś czasu… Pisze to z pełną świadomością bo sam testując masę narzędzi pierwsze zetknięcie z akumulatorowymi sprzętami Stanleya miałem w tym roku. Wszystko zaczęło się wczesną wiosną, od narzędzi ze starej serii akumulatorów, potem przyszedł czas na V20 i tak już jakoś poszło… Wybierając narzędzia na pokazy na DREMA nie miałem wątpliwości że będzie to marka którą da się spokojnie bezawaryjnie pracować. Jednym ze sprzętów który był mi potrzebny, nie tylko do pokazów, była gwoździarka – wybór padł na model oznaczony jako SFMCN616D2K.

Gwoździarka – to ważne – bo nie jest to zszywacz z opcją używania albo gwoździ albo zszywek, tylko typowa gwoździarka. Wiedziałem co wybieram, jest to mój kolejny sprzęt tego typu, wybrałem typową gwoździarkę ponieważ zszywek używam dość sporadycznie i moje narzędzia pracowały głównie na gwoździach więc uznałem że w tym wypadku zszywki to zbędna opcja. Gwoździarka pracuje na gwoździach, lub jak kto woli na sztyftach, oznaczonych jako rozmiar 16 lub 1,6 lub 16G – wszystko zależnie od producenta. Są to koletowane gwoździe w rozmiarze od 25 mm do 64 mm. W magazynek wchodzi 100 sztuk.

Jeśli chodzi o budowę naszego sprzętu to nie ma tu żadnych fajerwerków, to gwoździarka wiele się tu nie wymyśli, a jednak moją uwagę zwróciło nie tylko wykończenie i dbałość o detale – tu naprawdę nie było się do czego przyczepić. Sama budowa też jest ładna, opływowe kształty, fajnie dobrane detale zarówno magazynka jak i całej budowy powodują że to narzędzie jest zwyczajnie ładne. Ale jak wiadomo z ładnej miski się nie najesz. Wygląd robi wrażenie ale nieco mniejsze niż możliwości. Sprzęt świetnie sobie radzi z wbijaniem sztyftów zarówno w miękkie gatunki jak i twarde, żadne płyty – niezależnie od tego czy OSB czy co tam nie znalazłem w pudle z odpadami do testów nie zrobiły na nim wrażenia. Regulacja siły wbijania działa rewelacyjnie i możemy ustawić lico na każdym materiale, niezależnie od długości gwoździ. Wymaga to oczywiście odrobiny wprawy, albo zwyczajnie cierpliwości żeby wyczuć jak działa ta regulacja. Mamy też fajnie działające doświetlenie miejsca pracy które uruchamia się automatycznie po naciśnięciu noskiem na materiał. Na uwagę zasługuje fajnie wykonany uchwyt do paska, mimo że nie montuje ich standardowo w moich sprzętach tu został na stałe bo spisuje się fajnie i nie przeszkadza. Mamy też blokadę spustu, co przydaje się w transporcie i w trakcie przenoszenia gdy np. biegamy z nim po drabinie.

Na uwagę zasługuje bardzo fajnie rozwiązany i przemyślany system usuwania sztyftu w trakcie zakleszczenia. Wygląda to fajnie i daje bez narzędziowy dostęp do miejsca zakleszczenia. Czy to działa? Nie wiem – męczyłem ten sprzęt dość długo próbując go zagiąć na jakimś teście i nie dość że mi się to nie udało, to jeszcze przy tej ilości użyć nie miałem żadnego zakleszczenia. Oczywiście używam gwoździ dobrej jakości i nie próbowałem wbijania w beton – zadaniem było dobrze przetestować sprzęt a nie doprowadzić do jego uszkodzenia. Niemniej jednak duży plus za tą opcję – nic tak nie denerwuje jak zakleszczenie sztyftu które wymusza na tobie szukanie kluczyka i kilku minut rozbierania i składania żeby móc wrócić do pracy. Tu działa to fajnie i szybko.

W zestawie dostajemy jeszcze ładowarkę i dwa akumulatory 2 Ah – nie obciążają one zanadto urządzenia i dzięki temu że są małe to sprzętu używa się komfortowo, a zestawienie dwóch sztuk powoduje że nie ma problemu z ciągłością pracy. Zwłaszcza że na dostarczonej ładowarce czas ładowanie to około 50 minut więc prądu nam na pewno nie zabraknie. Walizka jest wykonana porządnie ale niestety nie jest walizką systemową – a mogło by to znacząco wpłynąć na odbiór tych sprzętów zwłaszcza przez profesjonalistów.

No dobrze na razie same superlatywy – bo uczciwie nie bardzo było się do czego przyczepić. Ale jest jedna rzecz której mi zabrakło – tryb pracy ciągłej, niestety każde wbicie wiąże się z naciśnięciem spustu. Praca ciągła przy tej jakości sprzętu bardzo by się przydała. Moim zdaniem wiąże się to zastosowanym mechanizmem wbijania którego charakterystyczne dźwięk informuje nas o wykonaniu zamachu, jego zastosowanie daje duże możliwości kontroli siły dobijania ale nie dawał by takich możliwości jak konkurencyjnych produktów z ilością stu wbić na minutę – z drugiej strony kto potrzebuje takiego tempa pracy? Waga sprzętu oraz jego wyważenie powoduje że możemy spokojnie wykonać powtarzalne co do jakości wbicia używając tylko jednej ręki, dość długo musiałem się przyzwyczajać że dociskanie drugą ręką jest niepotrzebne…

Sprzęt przez kilka miesięcy był wykorzystywany w warsztacie zamiast wszystkich dotychczasowych gwoździarek, wielokrotnie zabierałem go również w teren, niezależnie od panujących warunków temperaturowych działał tak samo dobrze, co nie zawsze jest takie oczywiste. Wiadomo że gwóźdź nie potrzebuje takiej siły jak zszywka i osiągi 50 mm nie są jakieś bardzo trudne – ale najczęściej urządzenia słabo radzą sobie nawet z 30 mm sztyftami w twardych gatunkach – a ta gwoździarka spokojnie radziła sobie z najdłuższymi możliwymi do założenia sztyftami przy łączeniu dębiny. Dlatego właśnie bardzo przypadła mi do gustu i chyba tylko ten brak trybu pracy ciągłej może ją zdetronizować z mojego osobistego złotego medalu na moim gwoździarkowym podium…

Tagi: